czwartek, 19 stycznia 2017

I wszyscy znali kroki! Recenzja filmu "La La Land"

Damien Chazelle jawi się jako bardzo obiecujący reżyser. Kończący dzisiaj 32 lata filmowiec ma na swoim koncie dopiero 3 produkcje, z których dwie - "Whiplash" z 2014 i teraz "La La Land" niewątpliwie zdążyły już wstrząsnąć filmowym światem zgarniając na wielu festiwalach nagrody w tych najbardziej pożądanych kategoriach. Ma wyczucie, ma styl i wie, jak zgrabnie opowiedzieć historię o ludziach pełnych pasji i emocji oraz zgrać to wszystko z wylewającą się z kinowych głośników muzyką...

Mia jest początkującą aktorką, która utknęła z życiem jako kelnerka w hollywoodzkiej kawiarence, bez sukcesów biorąc udział w odbywających się tu i ówdzie castingach do wielkich ról i swojej wielkiej szansy. Sebastian jest zaś pianistą, który dorywczo grywa w przeróżnych miejscach muzykę, którą nie do końca lubi, stale marząc, że pewnego dnia otworzy swój własny lokal, gdzie będzie mógł grać swój ukochany jazz w najczystszej postaci. Kiedy ich drogi krzyżują się, zaczyna się magia, która trwa aż do samego końca trwania filmu... i jeszcze przez jakiś czas później.


"La La Land" to w sumie bardzo prostolinijny film: chłopak i dziewczyna z marzeniami idą razem przez życie. Przesłanie jest proste: podążaj za nimi, a jeśli takowych nie posiadasz, poszukuj, ale także ciesz się marzeniami innych - wspieraj ich i pozwalaj im podążać własną ścieżką, nawet jeśli zmusza nas to do częstych kompromisów i niejednokrotnie do usunięcia się na bok. Bo w ostatecznym rozrachunku, widząc uśmiech na twarzy ukochanej osoby, możemy być pewni, że i nam się poszczęściło. Jest tu także spora dawka nostalgii, bo choć film został osadzony współcześnie, wspomnienie starych dobrych czasów dla Hollywood i dla jazzu jest obecne niemalże na każdym kroku. I choć kino i muzyka zdążyły się już troszeczkę pozmieniać, w sercach naszych bohaterów pozostaną dokładnie takie same, jak w zamierzchłych dniach, kiedy się w nich po raz pierwszy zakochali.

Film jest przepięknie nakręcony, kolorowy, niemalże jak teledysk. W końcu mamy do czynienia z musicalem, prawda? Zwiastuny zdradzają w tej materii bardzo dużo. Pomysłowa praca kamery i choreografie robią swoje. Aktorstwo w "La La Land" jest świetne! Ryan Gosling i Emma Stone w duecie wypadają wprost czarująco, daje się wyczuć tą chemię między aktorami i więź jaką tworzą ich postacie z widzem. Gosling na potrzeby filmu nauczył się grać na pianinie i nawet jeśli nie wszystko faktycznie zagrał sam, dźwiękowcy i montażyści zrobili swoje, a ja jako zwyczajny widz dałem się zwieść tzw. magii kina i niczego nie zauważyłem. Z kolei płomienna Emma to gracja sama w sobie, temperamentna i żywiołowa - posiadająca swój urok. Oboje dali radę także wokalnie. Jest dużo śpiewania... choć mam wrażenie, że tańca jeszcze więcej. Muszę się też do czegoś w tym konkretnym miejscu przyczepić: repertuar, choć świetny w kinie, jakoś nie zapada w pamięci. Z jednym wyjątkiem - "City of Stars", które można posłuchać poniżej. Fajny kawałek, idealnie oddający klimat całej opowieści. Pojawia się wielokrotnie, śpiewany zarówno przez Ryana, jak i w parze z Emmą. Sam nuciłem go sobie tanecznym krokiem wracając po seansie do domu...

Film oceniam na 9=/10. Kawał dobrego kina, któremu bardzo niewiele brakuje do bycia klasykiem. Mam jednak wrażenie, że z czasem, kiedy już kurz opadnie, troszeczkę o nim zapomnimy. Ale przyjemnie będzie do niego od czasu do czasu powracać, na przykład w zasypane za oknem święta. Zapraszam do kina!

1 komentarz:

  1. Zanim ten kurz opadnie to i ja się do kina wybiorę. ;) Same pozytywy o filmie czytam i słucham ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń